piątek, 27 lipca 2012

Poezje vol. 1

Dzisiejsza notka jest hołdem dla wszystkich starych, zakoconych i niegolących się pod pachami Wizażanek. Dziewczęta, kobiety i baby - nie smućcie się, że nie macie fluo szpilek, a jedynym stworzeniem, które Was toleruje, jest Wasza własna babcia. Ta notka jest właśnie dla Was.






z pozdrowieniami i owłosionymi nogami
gravedigger

wtorek, 24 lipca 2012

W świecie (psycho)fanek


Nie łudźmy się. W dzisiejszych czasach, kilka lat po powstaniu pierwszych blogów modowych, na pewno nie przeżywają one swojego renesansu, a raczej barok ukierunkowany na swoisty blogowy sarmatyzm. W nurt ten wpisuje się idealnie koncepcja blogowej psychofanki, jako przeciwieństwo zawodowego hejtera. Kto z nas nie czytał nigdy komentarzy pod postami naszych ulubionych blogerek? Kto nie zetknął się nigdy z atakiem anonimów (lub też i nie anonimów) stających w obronie autorki bloga? Wreszcie, kogo nigdy krew nie zalała bądź kto nie ziewał z nudy podczas czytania na co drugim blogu komentarzy „pięknie!”, „cudownie!”, „zachwycająco!”, sygnowanych ciągle tym samym nickiem? 
Każdy porządny (lub aspirujący do tego miana) blog modowy powinien mieć swoją zawodową psychofankę. A najlepiej pięć, w tym co najmniej 4 anonimy. Jak mówi przysłowie, co dwie głowy to nie jedna a takich dwóch jak nas trzech to nie ma ani jednego. Nie jest ważne, czy jedną z psychofanek będzie autorka bloga, jej najbliższa przyjaciółka, konkurencyjna blogerka czy znudzony hejter chcący pohejtować tró hejterów. To naprawdę nie ma znaczenia. Jedyne co się liczy to skoczyć z pazurami do wirtualnej twarzy każdego, kto ośmieli się napisać coś neutralnego lub negatywnego na temat bloga i jego autorki (typ pierwszy - agro-psychofanka), wypowiedzieć się za autorkę jako najwierniejsze i jedyne źródło wiedzy (typ drugi psychofanka - rzecznik prasowy) albo po prostu lać tony bezrefleksyjnych, lizusowskich, słodkich jak cholerna wata cukrowa komentarzy pod każdym z postów na każdym z blogów (multi-lizus-psychofanka). Przykłady są dosłownie wszędzie. Ale najwdzięczniejszym obiektem do badań okazał się blog, który czyni nasze życie łatwiejszym - autorka niewątpliwie przyciąga mocno typ pierwszy i drugi. Żeby dokopać się do multi lizusowskich psychofanek, trzeba niestety przebyć dłuższą drogę.
Spotkanie z agro-psychofanką - runda pierwsza. Prawie każda bardziej znana blogerka posiada taki typ fanki. Łatwo to można sprawdzić - wejdź na bloga dowolnie wybranej blogerki z tych najpopularniejszych i skomentuj jakiś post w sposób nie do końca pochlebny, ale wciąż grzeczny, wyrażając własne zdanie. W najlepszym wypadku dowiesz się, że jesteś głupia / brzydka / gruba / pryszczata a to, że zazdrościsz, nie pozostawia cienia wątpliwości. Dodaj do tego jakiś błąd ortograficzny bądź stylistyczny - na pewno ktoś Ci go wypomni, oczywiście jako dowód Twojej niekompetencji i powód aby odmówić Ci jakiegokolwiek prawa głosu w komentarzach. Słowem - ośmieszasz się bo się nie znasz, więc wtf, stfu, go to hell and burn there, bitch! Idź być głupim gdzie indziej. 

komentarz z bloga makelifeeasier.pl

komentarz z bloga makelifeeasier.pl
komentarz z bloga makelifeeasier.pl




Spotkanie z psychofanką rzecznikiem prasowym - runda druga. Czas na klasykę rodem z Bravo - „zapytaj Kasię”. Okazuje się, że niektóre blogerki mają dobrze, ba - rewelacyjnie. Co za oszczędność - mieć własnych „rzeczników prasowych” kompletnie za darmo, no może jedynie za możliwość wylansowania się jako znawca trendów i podlinkowania swojego blogaska. I to nawet wtedy kiedy się o nich nie prosiło! Pani Rzecznik wie wszystko. Wie ile kosztował ten płaszcz, gdzie była kupiona ta torebka, kiedy o tym było pisane, dlaczego tak a nie inaczej a w ogóle to oświadczy Ci nieproszona, w imieniu blogerki, że autorka nie będzie odpowiadała na Twoje pytania bo są beznadziejne więc i po co. Słowem - nie uważasz czytając bloga i zadajesz głupie pytania więc stfu, go to hell and burn there, bitch! Idź być niekumatym gdzie indziej. 

komentarz z bloga makelifeeasier.pl

komentarz z bloga makelifeeasier.pl

komentarz z bloga makelifeeasier.pl
komentarz z bloga makelifeeasier.pl


Spotkanie z multi-lizusową psychofanką - runda trzecia. Tu niestety trzeba się nabiegać. Nie bezcelowo na szczęscie, no i nie będzie to trudne, bo ten typ tak ma, że jest prawie wszędzie. Ale jest nudny. Zero kontrowersji, zero interesujących opinii, bitch mode = off, słit komcie mode = on. Po przejrzeniu kilku blogów dochodzisz do wniosku, że jest niezła - orientuje się w tym kto i co jest na topie. Po obejrzeniu kilku kolejnych coś tu nie gra. Po następnych już wszystko wiadomo. Jest tu (i wszędzie) tylko po to aby swoim nic nie wnoszącym komentarzem zamanifestować swoją nic nie wnoszącą obecność. „Pięknie”, „cudowna bluzka”, „śliczny żakiet”, „torba trochę nie w moim stylu ale uroczo”. Checklista powoli wypełniona - Kasia Tusk: check, Charlize Mystery - check, Fashionelka - check, Maff - check, Alice Point - check, Venila Kostis - check...
Podsumowania nie będzie. Pani multilizus jest na to za mało kreatywna aby posłać Cię do diabła. A poza tym, kto wie, może wpadnie i do Ciebie i powie Ci jak urocze są Twoje outfity? Pamiętaj...
komentarz z bloga makelifeeasier.pl


A wy, czy już macie swoje psychofanki? 

sobota, 21 lipca 2012

Blogerka w świecie bez internetu


Współczesna cywilizacja nierozłącznie związana jest z wieloma wynalazkami i odkryciami z bliższej lub dalszej przeszłości: telefonami, samochodami, samolotami, komputerami, czy internetem. Z pewnością niejeden z nas poczułby się nieswojo, gdyby został pozbawiony któregoś z wymienionych wcześniej dobrodziejstw. My skupmy się jednak na tym ostatnim, czyli na internecie. Mało tego: rozpatrzmy go w kontekście blogowania. Co zrobiłyby szatniarki w świecie bez internetu i jakie zachowania z sieci byłyby w stanie przenieść do rzeczywistości?

1. Za darmo
Internet
Jak nauczyło nas pewne forum zrzeszające elitę modnych Polek – blogi zakładamy po to, by na nich zarabiać lub przynajmniej dostać od czasu do czasu jakiś ciuch, czy kosmetyk w ramach podarunku. Niektórzy szczęśliwcy mogą liczyć nawet na roczny zapas pasty do butów w zamian za testowanie i reklamowanie tego produktu! Jak widać gra jest warta świeczki. Z tego względu każda szatniarka jeszcze przed ustawieniem ostatecznego wyglądu bloga i napisaniem pierwszej notki powinna mieć już zakładkę „współpraca”, a następnie wysłać kilkadziesiąt maili do każdego sklepu internetowego, jaki im się nawinie.
Bez internetu
Niestety – maili w świecie bez internetu pisać nie można. Można za to pisać listy – wiecie, takie zwykle ręcznie zapisane kartki w kopertach. Zapisane na maszynie to zazwyczaj nie listy, tylko rachunki i wezwania do zapłaty. Zyskać można podwójnie: sklep może coś odesłać, a i poczta może dać zniżkę na znaczki w ramach współpracy.
poczta-polska.pl
Jeśli ktoś czuje się na siłach i jest wystarczająco odważny, niechaj nie cacka się z listami, tylko po prostu niech pouczy kasjera-sprzedawcę, że powinien nabić zacnemu klientowi stosowny rabat, a jeszcze lepiej oddać towar zupełnie za nic. Oczywiście z wyjątkiem szerzenia trendów wśród plebsu poprzez prezentacje masthewów.

2. Lubię to!
facebook.com
Internet
Zachwycanie się kimś lub czymś jest tu niesłychanie proste. Na fejsie klikamy „lubię to”, a na blogu piszemy słitaśnego komcia z wyrazami mniej lub bardziej szczerego podziwu. Nie robimy tego bezinteresownie – w zamian oczekujemy reakcji będącej lustrzanym odbiciem naszego własnego zachowania.
Bez internetu
Podobno powiedzenie komuś czegoś miłego to „komplement”, jednak słuchający usłyszawszy go czerwieni się i protestuje, na co my mu nie pozwalamy i ostatecznie zmuszamy w ten sposób do podziękowań, pokazując naszą przewagę w tej potyczce słownej. Jednakże musimy pamiętać o tym, że celem jest uzyskanie komentarza zwrotnego w postaci komplementu dotyczącego nas samych, bowiem inaczej nasz wysiłek poszedł na marne. Nie zawsze się to udaje.
By uniknąć nieporozumień związanych z kwestią „też mam coś u niej pochwalić, czy nie?” wprowadzić można formuły przypominające te internetowe. Podbiegamy do napotkanego osobnika i krzyczymy „ładne skarpetki – lubię to!”, a on daje nam zupełnie jasną odpowiedź „fajna paczka chusteczek – lubię to!”.

3. Anonimy
Internet
Wylogowujemy się z własnego konta i piszemy komentarz jako anonim – proste, prawda? Niezupełnie. Niektóre blogerki to tajni szpiegowie, którzy bez problemu namierzą, jaki numer IP ma autor komentarza. Z tego względu szatniarki opuszczają domy i wyruszają w dalekie podróże, gdzie miejscowe IP nie ma z nimi żadnego związku. Niekiedy ma związek z inną blogerką, którą chcą wrobić. Ewentualnie jadą do centrum handlowego z darmowym wifi, gdzie szatniarek jest pod dostatkiem i namierzanie tej właściwej przypominałoby poszukiwania igły w stogu siana.
Bez internetu
Myślisz, że wystarczy się nie podpisać? Bzdura! Aczkolwiek na wszelki wypadek i tak przypominamy o tym, że wysyłając wiadomość anonimową podpisujemy się „życzliwy” lub wcale, a na kopercie nie podajemy danych nadawcy, czyli nas. Podajemy dane adresata, bo inaczej wiadomość do niego nie dotrze – chyba, że zaniesiemy ją osobiście. Tego „osobiście” nie należy brać zbyt dosłownie, bo rozchodzi się raczej o samodzielne wrzucenie listu do skrzynki odbiorcy, niż zapukanie do jego drzwi i poinformowanie z uśmiechem na ustach, że przyniosło się wiadomość anonimową. Wskazane jest niepozostawienie odcisków, zatem wiadomość tworzymy w rękawiczkach – ale takich z palcami, bo te bez, choć feszyn, nie będą wystarczająco dobre. Dzięki filmom i kreskówkom wiemy, że człowieka można rozpoznać po piśmie, dlatego możemy chwycić za nożyczki i wyciąć literki z gazet, by następnie przykleić je na kartkę, formując w ten sposób anonimową wiadomość.

4. Skandale
Internet
Metod na skandal w internecie jest wiele. Czy trzeba o nich szczegółowo pisać? O tym na blogu było już wiele razy. Przypomnijmy zatem, że wystarczy chociażby prowadzić międzyblogową wojnę z konkurencyjną szatniarką, czy nawet sklepem, a gawiedź zachwycona widowiskiem pisze komentarze i odświeża stronę co pół minuty.
Bez internetu
Wojna z szatniarką? Może być potyczką słowną, jednak realny świat daje o wiele więcej możliwości, niż internet i nie można wykluczyć rękoczynów.
catspictures.net
Konflikt ze sklepem? Ustawiamy się przed wejściem i głośno wykrzykujemy obelgi mające zniechęcić potencjalnych klientów do wejścia do środka. My nie wchodzimy, bo wyrzuci nas ochroniarz.
Notka jest lekka i prześmiewcza, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by poruszyć tu sprawę bardziej poważną. Wyrażamy nadzieję, że szatniarki wyśmiewające w internecie w celu uzyskania poklasku osoby niepełnosprawne mają przynajmniej więcej taktu w rzeczywistości.

5. Sesje zdjęciowe
Internet
Jak już wszyscy wiemy z telewizji śniadaniowych pisanie bloga to praca niezwykle czasochłonna – wiem, bo piszę tę notkę już prawie godzinę. A co mają powiedzieć biedne szatniarki, które muszą zrobić jeszcze zdjęcia? Chwała jednak tym, które po zakończonej sesji dokonują pożerającej czas selekcji i mieszczą się w ilości zdjęć do policzenia na palcach rąk. Wszystkim pozostałym proponujemy refleksję: czy naprawdę sądzicie, że kogoś aż tak wciągnie 25 zdjęć buta lewego, że odczuje niedosyt przy zaledwie 23 ujęciach buta prawego?
Bez internetu
Pytanie: czy cofamy się do czasów, gdzie aparaty cyfrowe jeszcze nikomu się nie śniły? Jeśli tak, to pozostaje zaproponować tworzenie albumów z odbitkami. Koszty wywoływania zdjęć i miejsce, jakie zajmą albumy, które trzeba gdzieś przechować, z pewnością ostudzą zapał do tysięcy identycznych fotek, których nikt (nie wyłączając autorów) nie będzie chciał oglądać. Gorzej, gdy uznamy, że wciąż są komputery, jednak i to nie problem. Wrzucając na bloga 150 zdjęć z jednych zakupów możesz się łudzić, że ktoś przegląda je z niesamowitym zainteresowaniem – wyświetlając je przez godzinę znajomym nie dasz rady przeoczyć ich znudzenia.

Jakiż ten świat bez internetu byłby straszny... Miejmy jednak nadzieję, że związane z nim wizje pozostaną jedynie inspiracją dla twórców horrorów, a my dzielnie zniesiemy ewentualne tymczasowe awarie jeżdżąc na rowerze lub składając meble.

środa, 18 lipca 2012

"Trędy" na Jesień 2012

Nie wiem, czy wiecie, że Niemodne Polki są trendsetterkami, a mówiąc prościej - wyłapujemy stylówę i uczymy jak być feszyn. Wyprzedaże wciąż trwają, my jednak zaczynamy się coraz bardziej skupiać na trendach jesiennych. Otóż przeprowadziłyśmy małe dochodzenie, zrobiłyśmy podsumowanie i chcemy przedstawić Wam to, dzięki czemu będziecie wyglądać modnie w nadchodzącym wielkimi krokami jesiennym sezonie (wszak mamy już lipiec, wakacje dobiegają końca, pora zacząć rozglądać się za cieplejszymi ciuszkami i czekać aż liście zaczną spadać z drzew). 

Co będzie feszyn na jesień 2012?

1. Peleryny. Wielkie, luźne peleryny, na upartego mogą być inspirowane strojem Supermana. Kolor, krój czy materiał są nieistotne - ważne aby była to peleryna, dzięki której można zakryć się co najmniej po kolana. Takie nawiązanie do Szpiega z Krainy Deszczowców, Super Pig i innych bohaterów z kreskówek dla dzieci. Meksykańskie ponczo też się nada, pareo z zeszłego sezonu jak najbardziej. Ważne aby było duże i pelerynowate. Zapamiętajcie to słowo, gdyż będzie nam ono towarzyszyć w najbliższych miesiącach - PELERYNA. 

2. Czarna skóra i mroczne klimaty - coś na pograniczu gotów, dzieci emo i ostrych lasek z filmów dla dorosłych. Kolejne nawiązanie do bohaterów kreskówek - teraz śmiało można się przebrać za Kota z Batmana i paradować tak po ulicach, wszak będzie się "na czasie" z najnowszymi trendami!

3. Moda na pomarańcz i oranż - tangerine tango odchodzi w zapomnienie. Jest to kontynuacja letnich fluo trendów, po prostu do oczojebnego pomarańczu dodajemy odrobinę pastelowej bieli i mamy gotowy jesienny oranż. 

4. Garsonki i szalone lata 70. - powrót do korzeni, czyli wersja dla leniwych. Krótka instrukcja - wchodzimy na strych/do garażu/do piwnicy/zaglądamy do pawlacza (niewłaściwe skreślić), grzebiemy w pudłach ze starymi ciuchami mamy/babci/cioci/wujka (niewłaściwe skreślić), wybieramy co popadnie, zakładamy na siebie i już mamy pewność, że jesteśmy modne. Oszczędność czasu i pieniędzy. To będzie z pewnością najbardziej popularny trend jesieni 2012.

5. Futra. Tak, dobrze przeczytałyście - wielkie futra. Podejrzewamy, że w dzisiejszym świecie, gdzie szatniarki chwalą się na prawo i lewo, że propagują niewolniczą pracę rybek w SPA, możemy się doczekać jakiejś stylizacji z futrem. Zwłaszcza jeśli będzie od Tory Burch albo LV.

To nie koniec naszych jesiennych porad stylistycznych, przygotowałyśmy dla Was także zestawienia tego, co możecie zakupić w najnowszych jesiennych kolekcjach (tak, w feszyn światku jesień zaczyna się w lipcu).

Pierwsza "na tapetę" idzie nasza ulubiona marka, czyli Zara. Poniżej zestawienie "zarowych" trendów na najbliższe miesiące (czyli tak mniej więcej do września, bo wtedy właśnie zacznie się modowa zima)
zara.com


Jak widać na powyższym obrazku, Zara propaguje modę piżamową, czyli look w stylu "przed chwilą wyszłam z łóżka, marzę tylko o kawie ze starbunia". Nie dość, że modne będą piżamowo- śpioszkowe kombinezony to także długie aż po kostki koszule nocne. Jednym słowem - kolejne genialne rozwiązanie dla leniwych i oszczędnych. W butach trendy rodem z westernów, czyli kowbojskie botki, które z piżamowatymi szmatkami skomponują się idealnie. Na chłodniejsze dni narzutka z firanek i tak oto mamy stylizację, którą nie pogardziłyby znane szatniarki.

Co piszczy w River Island? Tutaj stylóweczka także dla leniwych i oszczędnych, ponieważ wracamy do lumpeksowatych trendów z lat dziewięćdziesiątych. Za duże ortalionowe kurtki i kamizelki, koniecznie z futrzanymi kołnierzami. Koszule po tacie, jedna zszyta z kilku innych. Do tego sukieneczki wykonane z kuchennej ceraty i voila. Nakrycie głowy? Oczywiśćie kocie uszy... miau...
riverisland.com


Kolejny sklep - Top Shop także nie zawodzi. Piżamowe trendy niczym z Zary są? Owszem, są. Kowbojskie buty wprost z filmu "Tańczący z wilkami" są? A jakże, są. Co więcej? Spodenki ze szmatki do mycia podłóg, które swoim krojem i fasonem nie przypominają niczego konkretnego, a tym bardziej tego, czym są. Poza tym zegarek - cudo. Piękny i duży, z pewnością wyprze zegarki Majkela Korsa. Teraz zegarek będzie się nosić nie na ręku, ale w ręku. I ostatnia rzecz z Top Shopu, coś co w sumie podoba się Niemodnym Polkom - otóż lunch box w klocki Lego! Tak tak tak! Zabawy klockami Lego staną się feszyn, a kanapki z suchym chlebem i plastrem pomidora na pewno będą lepiej smakować zaserwowane w magicznym pudełeczku <3
topshop.com
Podsumowując - co ciekawego w trendach na jesień 2012? Dosłownie i w przenośni nic. Chyba standardowo pozostaniemy niemodne...

Buziaczki xoxoxo
Blunt Girl

poniedziałek, 16 lipca 2012

Niemodne w kuchni - epizod drugi.


Jak wiemy, każdy kto nie był nigdy w Starbacksie marzy o tym, żeby się tam znaleźć (nie oszukujmy się, jeśli wydaje Ci się, że o tym nie marzysz,  to masz rację WYDAJE CI SIĘ), a ten kto był pragnie powrócić. Ostatnio było DIY, tym razem coś o zbliżonej tematyce. Padła w komentarzach  prośba, aby przygotować instrukcję domowego przygotowania kawy, która przypominałaby tę ze sławnej kawiarni. Jak zwykle wychodzimy naprzeciw Waszym potrzebom i taa damm! Pani Kawa we własnej osobie:


Niestety koszty związane z przygotowaniem takiej kawy są spore, jednak LANS kosztuje, nie ma nic za darmo, idąc do kawiarni też musimy wygrzebać z portfela sporą ilość drobniaków. Zapraszam na kawę step by step, którą możecie cieszyć się zarówno w domu jak i na mieście. Bardzo ekologiczne rozwiązanie ponieważ korzystamy z kubka jednorazowego użytku, który jak sama nazwa wskazuje używamy WIELE razy.
Opcja wysokobudżetowa:
  • Najważniejsze to zdobyć oryginalny kubek! Nieważne, gdzie i jakimi sposobami, ważne, aby go zdobyć! Ja wybrałam najłatwiejszą drogę – po prostu pojechałam do najbliższego Starbacks’a
  • Oczywiście warto pamiętać, że zapytają nas o nasze imię, warto wtedy odpowiedzieć coś bardziej błyskotliwego niż „Kasia, a Pan?”
  • Kubek umyłam i prezentuje się tak pięknie jak widać na zdjęciach, więc możemy przejść do części przygotowania kawy
 
Opcja niskobudżetowa:
  • Wybieramy się do jakiejkolwiek kawiarni dostępnej pod ręką, gdzie cena kawy nie przekracza norm przyzwoitości i dają kawę na wynos w papierowych kubkach.
  • Wypijamy (opcjonalnie - wylewamy) plebejską kawę z kawiarni no name i czyścimy kubek tak, aby nie uległ uszkodzeniu.
  • Drukujemy logo Starbacks’a , np. TAKIE i przy pomocy taśmy klejącej zaklejamy niechciane logo.
  • Kubek gotowy, jeśli uważasz, że do tej pory było trudno to lepiej nie zabieraj się za ciąg dalszy.
  • Teraz przechodzimy do części zasadniczej: rytuału parzenia kawy.

Tutaj opcji jest wiele w zależności od tego czym dysponujemy, proponowane minimum to:
  • Kawa – jaka jest pod ręką
  • Mleko (sojowe to dodatkowy atut)
  • Bita śmietana
  • Opcjonalnie: cukier, syropy Monini, przyprawy korzenne, kakao/cynamon do posypania

  1. Robimy kawę tak jak lubimy, może być bez smaku, przecież nie musisz jej pić, wystarczy, że potrzymasz w ręce.
  2. Elegancko ozdabiamy śmietaną, niestety ciężko ukryć fakt, że jest to śmietana z pojemnika, ale jakoś musimy z tym żyć.
  3. Posypujemy czymkolwiek.
  4. Voila!


Dodam, że pójście do Starbacks’a było dla mnie niemal mistycznym przeżyciem, miałam okazję pomacać kubek termiczny za jedyne 80zł, pooglądać zza szyby kanapki za 15zł oraz podziwiać torbę PRADY z odległości 40cm, co, przecież nie zdarza się codziennie prawda?
Mam nadzieję, że instrukcja przydatna i teraz możecie szerzyć kawową nowinę w swoich miastach i wsiach!

piątek, 13 lipca 2012

Bon voyage!

Lato, a więc i sezon turystyczny w pełni! Niektórzy już od dobrych kilku miesięcy planują swoje wymarzone wakacje, inni decydują się na spontaniczne wyjazdy. Nieważne, do której grupy należysz. Ważne, jaki strój skomponujesz na tę podróż. 

źródło: papilot.pl

Na szczęście, tak jak w każdej równie trudnej sytuacji życiowej, można liczyć na pomoc naszych ulubionych szatniarek. Już niejednokrotnie dzięki ich radom wychodziłyśmy z opresji, więc i tym razem rzuciłyśmy się w wir poszukiwań odpowiedniej inspiracji, aby nie ośmieszyć się przed milionami innych podróżujących. Przede wszystkim liczy się wygoda stylówa. Nie można się przecież narazić na pogardliwe spojrzenia współpasażerów w samolocie...
Na pierwszy ogień idą największe sławy.

źródło: madamejulietta.blogspot.com 

Maffashion proponuje czarny total luk, który przywodzi na myśl nieco podrasowane wdzianko zakonnicy. Na szczęście, rozpoznawalna nawet z odległości pięciu kilometrów, walizka Tommiego Hilfigera sygnalizuje, że dziewczyna nie zmieniła zawodu z bloggerki na łowcę wampirów. Po odetchnięciu z ulgą możemy przejść dalej.

źródło: jemerced.com

Natrafiając na Jemerced, pierwsze o czym pomyślałam, to że właśnie wraca z treningu. Po chwili okazuje się, że ten żółty ręcznik to jednak jest szalik, a Jessy wybiera się do "Wielkiego Jabłka" (+10 do fajności). Mimo iż całość wygląda dość wygodnie, musimy odrzucić tę propozycję ze względu na panujące obecnie temperatury. chlip chlip.

źródło: facebook.com/itakapl

Ale nie rozpaczajmy zbyt długo, bo z odsieczą przybywa Charlize-Mystery wraz z Madame Edith wylatujące na Ejswenturę. Trudno nie zauważyć różnicy pomiędzy nimi. Charlize i Adi równie dobrze mogliby w tym momencie trzymać wielki transparent głoszący: "Lecimy na wakacje do pracy do ciepłych krajów!". Madame i jej chłopaka czepiać się nie będę, bo nie są z branży...
Warto zanotować, że kiedy już zrobi się trzy okrążenia wokół lotniska w celu zaprezentowania drogich walizek, trzeba je starannie zafoliować. Nie chcemy przecież żadnych rys na takich cudeńkach.

źródło: venilakostis.com

Venila Kostis chyba spotkała na lotnisku Maffashion i została oślepiona blaskiem jej sławy. Nie wiem jak inaczej wyjaśnić noszenie okularów przeciwsłonecznych wewnątrz budynku. (jeżeli macie jakieś pomysły, piszcie!) I przy okazji pożyczyła od niej ramoneskę. Zauważmy, że jeśli nie ma się wypaśnej walizki, tylko taką zwykłą, należy szybciutko pobiec do odprawy bagażowej i się jej natychmiast pozbyć. Może nikt nie zobaczy. Później już spokojnie można zrobić sobie małą sesję zdjęciową w poczekalni.

źródło: fashionelka.pl

Na sam koniec została Fashionelka. Ona jednak złamała wszelkie reguły. Nie dość, że w podróż wybrała się zupełnie zwyczajnym samochodem i punktem docelowym nie była żadna stolica mody, to jeszcze miała na sobie prawdziwie plebejskie białe skarpetki!
 
Czy jest to zapowiedź końca ery: "samolot jest ekskluzywny, więc muszę się ubrać jak do kościoła"? (ewentualnie tak, żeby nikt nie miał wątpliwości, że jesteś szatniarką) Czy nie będziemy już nigdy więcej zmuszeni oglądać wymiętych lnianych kostiumików lub paskudnych stóp pań zdejmujących swoje dwudziestocentymetrowe szpile na ogromnej platformie przed kontrolą?
Redakcja Niemodnych Polek trzyma rękę na pulsie. Pracujemy 24/7 i dysponujemy najlepszymi riserczerami, więc w takim wypadku na pewno Was powiadomimy! 

Helga Szmit

wtorek, 10 lipca 2012

DIY, czyli Destroy It Yourself

DIY, jakie jest, każdy widzi.
Powstają na ten temat blogi i wątki na wszelakich forach, począwszy od modowych, skończywszy na akwarystycznych. Nie znam statystyk, ale podejrzewam, że co najmniej co trzecia szatniarka posiada stosowną zakładeczkę na swoim blogasku, w której prezentuje swoje dokonania.

Ma być oryginalnie.
Niepowtarzalnie.
Wyjątkowo.

Wspinając się na szczyty własnych zdolności manualnych oraz kreatywności, w pocie czoła, oparach Domestosa i kleju, kłując się przy tym ćwiekami i tnąc nożyczkami, szatniarka tworzy DZIEŁO. Dzieło, którego nie ma nikt!

stylizacje.pl / styloly.blogspot.com / fashiontazja.blogspot.com / modnapolka.pl / stylio.pl / stylistka.pl / musthavefashion.pl
truebluemeandyou.tumblr.com / chictopia.com / velvetpencil.blogspot.com / fashism.com / stylio.pl /cutoutandkeep.net
luckyloserclothes.blogspot.com / dressy.pl / outternetfashion.pinger.pl / myfashiondiaryxoxo.blogspot.com / thredballoon.blogspot.com / seekvintage.blogspot.com
Wniosek jest prosty: nie nosisz ciuchów DIY - nie istniejesz w szatniarskim świecie. 

Ćwiekowane kołnierzyki są już nieco przeterminowane (jeśli takiego nie miałaś - umrzyj ze wstydu), jednak obejście się bez szortów z naszytą flagą dowolnego kraju anglosaskiego wydaje się być rzeczą niewykonalną, a na pewno - niepojętą. To samo tyczy się t-shirtów pochlapanych Domestosem w czasie mycia toalety galaxy, z frędzlami i poharatanym poziomo tyłem (tu wymogiem bezwzględnym jest wystający stanik, rzecz jasna jak najbardziej zszarzały i sprany).

Niezależnie od tego, jak bardzo plebejsko wygląda zawartość Twojej szafy i jak beznadziejnie prezentują się Twoje fundusze - DIY zawsze pozostaje w Twoim zasięgu. Co więcej, dzięki dobremu pomysłowi, z t-shirtu, który można znaleźć w każdym lumpie w ostatni dzień wyprzedaży, stworzyć można najbardziej feszyn ciuch sezonu. Oto dowód:
Po lewej - beznadziejna koszulka, po prawej - feszyn t-shirt DIY tusk bloggerki mienta must have!
Przeanalizujmy: 
- feszyn kolor
- feszyn frędzle
- feszyn napis
- feszyn ołwersajz
- feszyn DIY
- feszyn asymetria ✔
Nie jestem pewna, czy to wina ograniczeń naszej zbiorowej wyobraźni, czy raczej kwestia genialności powyższego projektu, ale Redakcja nie jest w stanie wyobrazić sobie większego nagromadzenia modowości w jednym kawałku materiału.
 
Bonus!
Jeśli korzystanie z wyszukiwarek przerasta Twoje możliwości - podpowiemy Ci, jak wykonać najbardziej oryginalne i jedyne w swoim rodzaju ombre/dip dye szorty, które nosi jedynie 98% szatniarskich blogerek. Dzięki naszej instrukcji możesz do nich dołączyć już dziś!
 Oto instrukcja:
1. Znajdź w lumpie brzydkie spodnie,
2. zniszcz je obcinając nogawki (a przynajmniej część nogawek, zależnie od ilości posiadanego przez Ciebie cellulitu),
3. zniszcz je jeszcze bardziej odrywając im wszystko, co się da,
4. zniszcz je totalnie mocząc połowę w wybielaczu.
Włala! Teraz możesz cieszyć się samodzielnie wykonanymi szortami - czy czujesz tę satysfakcję płynącą z dobrze wykonanej pracy? Czy teraz wiesz już nareszcie, jak to jest zrobić coś od początku do końca własnoręcznie? Jeśli poczułaś to właśnie teraz - najprawdopodobniej nigdy nie zrobiłaś sobie sama kanapki. Tym niemniej - gratulujemy!

No dobrze, nie demonizujmy - oprócz niezmiernie oryginalnych "wszyscy mają flagę, mam i ja" arcydzieł, natknąć można się także na naprawdę ciekawe i niepowtarzalne pomysły. 
Przykładem może być koszulka, która swego czasu ujęła Redakcję swoją uniwersalnością i której przekaz jest doskonałym podsumowaniem większości wytworów blogerskich lewych rączek:

horse-fashion.blogspot.com


Dziubaski i pysiaczki
Grejwdigga

niedziela, 8 lipca 2012

Blogerki w krainie liter

Jeżeli po przeczytaniu tytułu pomyśleliście, że oto zwiastuję Wam nowy trend w postaci literowych printów na ubraniach, torebkach czy bieliźnie, spieszę z wyjaśnieniem: nie zamierzam póki co detronizować azteckich wzorków. Nie będzie też o grze w Scrabble. Będzie za to o książkach na blogach. Co tu kryć – jeśli chodzi o czytanie książek, wypadamy blado na tle Europy. Na szczęście, nasze rodzime blogerki zdają sobie sprawę z tego, że ich blogi to nie tylko moda, ale i szeroko pojęty lajfstajl, w którym kultura odgrywa niebagatelną rolę. Jaką lekturę proponują nam zatem szafiarki?
  • „Dziewczyna na każdy dzień”
Pozycja proponowana nam przez Fashionelkę KLIK, opatrzona dość obszerną recenzją. Z recenzji dowiadujemy się, że na prawie sześciuset stronach autorka upchała wszelkiej masy ciekawostki, przepisy i inne rzeczy, np. nazywanie rocznic ślubu, które pewnie dałoby się znaleźć w pierwszym lepszym kalendarzu gospodyni domowej - wiecie, takim do powieszenia nad kuchenką, z którego codziennie wyrywa się jedną kartkę- jednak wszelkie te mądrości prezentują się zdecydowanie lepiej w robiącym wrażenie swą objętością tomiszczu w kolorze pudełka od Tiffany’ego (czy Wy, drodzy Czytelnicy, też macie od pewnego czasu obsesję na punkcie pudełek od Tiffany’ego?:>). W książce są też ciekawostki, których niestety próżno szukać w zwykłych kalendarzach, chociażby wzmianka o rozszyfrowywaniu zakodowanych ogłoszeń towarzyskich, np. w brytyjskich gazetach, jak np. (cytat Fashionelki): „MOTOS oznacza: jestem mężczyzną, niepalącym, o idealnej masie ciała, poszukuje, przedstawiciela płci przeciwnej.” – notuję na własny użytek, żeby wiedzieć, jakich ogłoszeń unikać w celu uniknięcia kompromitacji. Przecież jako brzydka, niemodna i w dodatku Polka, nie będę się pchać w ramiona idealnego Brytyjczyka, nieprawdaż? 
Podsumowując – gdyby polecana przez Fashionelkę „Dziewczyna…” wpadła mi w ręce, mogłabym przeglądać w czasie balkonowego opalanka na składanym leżaczku. Przede wszystkim dla tych ogłoszeń. Chyba, że ktoś z Was dysponuje tą książką i wypisałby mi najprzydatniejsze wskazówki, które mogłabym przykleić magnesem na lodówce. Skróty z ogłoszeń też mile widziane – jesteście inteligentni, na pewno znajdziecie najlepszy target dla mnie. 

  • Biblioteczka Kamili z newlifewithfashion.blogspot.com
Tutaj co prawda bez recenzji, za to ze szczegółowo sfotografowaną biblioteczką domową. Uff, przyznam szczerze – nie wiem, od czego zacząć, bo wybór jest spory. W biblioteczce Kamili znajdziemy m.in. Joannę Chmielewską, którą, jak zapewne pamiętają wierni fani, autorka bloga się zaczytuje, Jane Austen, „Anielkę” Prusa, coś z „Klubu 13” i całą masę Harlequinów – czyli dla każdego coś miłego. Chyba, że ktoś jest kulturalnym snobem i nie czyta niczego, co nie pochodzi spod pióra autorów uhonorowanych Noblem, względnie nagrodą Bookera, no... od biedy ujdzie nasze swojskie Nike. Nie zaprzątajmy sobie tym jednak głowy – wiadomo przecież, że są to ludzie na wskroś niemodni i nawet tu nie zajrzą. Wracając do biblioteczki – najbardziej zaintrygowały mnie Harlequiny i „Anielka”. Tych pierwszych nie trzeba nikomu przedstawiać, wszyscy chyba wiemy, według jakich schematów pisane są takie powieści: motywy Kopciuszek vs. Książę, dużo seksu, dużo problemów i sporo, ale z happy endem – cóż, pewnie i bym była skłonna zjednoczyć się z milionami kobiet w zbiorowym uniesieniu po lekturze, ale boję się bolesnych powrotów do szarej rzeczywistości – obiecuję nadrobić, gdy rzeczona rzeczywistość choć trochę się zaróżowi. Zostaje mi więc na pocieszenie „Anielka”, którą powinnam była przeczytać lata świetlne temu jako lekturę obowiązkową w podstawówce, chociaż po zapoznaniu się z grubsza z treścią utworu stwierdzam, że będzie to raczej wątpliwe pocieszenie – spoko, i tak jestem jeszcze na etapie pielęgnowania smutku po tym, jak mi zgarnęli sprzed nosa ostatnią przecenioną parę skarpetek w moim rozmiarze w Ha i Em. Czyli lektura w sam raz dla mnie.


źródło: http://ct.fra.bz/ol/fz/sw/i51/5/4/23/

Ponieważ notka już nieco długawa, z innymi czytającymi szafiarkami rozprawimy się kiedy indziej. A więc drodzy Czytelnicy, zmieńmy Lity na kapcie z Hello Kitty, przywdziejmy neonowy, dres, wyłączmy MacBooka, by nas nie rozpraszał i wzorem blogerek, sięgnijmy po lekturę! Młodsze blogerki modowe zachęcam szczególnie do czytania lektur szkolnych (ukłony w stronę Kamili, że przebrnęła przez „Potop”) w przerwach między robieniem fotek zestawów na bloga – piękne już jesteście, teraz bądźcie i mądre!

Konstancja 

wtorek, 3 lipca 2012

W galaktyce narcyzów


Na pierwszy rzut oka tytuł tej notki odwołuje się do odległego kosmosu, niemniej jednak nie będzie tu mowy o gwieździstych legginsach czy butach. Oświadczam również, że nie jestem z zawodu psychologiem, ale podejmę dziś nowy temat. Dzisiaj nie będzie śmiesznie.

Pomówię o nowym rodzaju samotności jakim jest... stworzenie bloga. Skupimy się na szatniarkach. Brzmi groźnie, ale już powoli wyjaśniam. Tworząc bloga, do tego fanpage'a, chce się zostać ekspertem od wszystkiego – samochodów, proszków, żelazek, past do zębów, no i... ubrań. Blogerka wchodzi z ludźmi w relacje bez zobowiązań, co daje poczucie kontroli, a obiekt zaczyna traktować swoich czytelników jak magazyny części potrzebnych do towarzystwa. Świat rzeczywisty staje się zdecydowanie mniej atrakcyjny. W Internecie blogerka staje się uproszczoną wersją samej siebie, bardziej użyteczną. Sprawuje kontrolę nad czytelnikami pokazując ubrania, jedzenie, gadżety – każdy w końcu chce być ładniejszy, mądrzejszy i lepszy! W postach sprzedaje wymodelowany obraz samej siebie. Mało kto zdaje sobie sprawę, że przez to nie pozna się danej osoby. 


„Nowości, które upolowałam”, „Nie obyło się bez przygód na lotnisku”, „Za godzinę pokaz XXX z XXX”. Jak bardzo muszą być wypieszczone takie informacje, aby móc je sprzedać jako kawałek swojej prywatności? Wszędzie jest lukier, który oblewa infantylne relacje o tym co się dzieje w życiu blogerki. Mam wrażenie, że blogi mają funkcję kompensacyjną. Szatniarka tworzy wizję, w którą sama potem... wierzy. To trochę przypomina show, w którym lajkujący podglądają każdy moment życia blogerki. Paradoksem jest to, że ona o tym wie i tego chce. Wartość zaczyna się mierzyć w liczbach przy znaczku „Lubię to!” pod zdjęciem z nowym ałtfitem, czy komentarzy w stylu „Świetnie wyglądasz!”. Prawie jak celebryta, tylko w wirtualnym świecie. Szkoda, że za takie gwiazdorstwo się płaci. Infantylizacją. Chociaż lepsze to, niż pozostać nieznanym.


Źródło: llow.it

No właśnie, ale dlaczego ktoś miałby się interesować tym, co ktoś inny zjadł na kolację? Prawie jak: ”Mamo, spójrz, ja to robię”. Czyż można by to było nazwać kryzysem albo i poszukiwaniem własnej tożsamości, objawiającym się niską samooceną, osobowością NARCYSTYCZNĄ? Jak inaczej nazwać pokazywanie kawałka swojej nijakiej codzienności za jednego lajka i inne dowody zachwytu? Nieustanne bycie online z innymi zmienia sposób myślenia, kształtuje nowy styl bycia – taka osoba nagle staje się godna uwagi, jest owładnięta obsesją na punkcie własnego wizerunku, liczby fanów i obserwujących. I z coraz większą agresją reaguje na krytyczne komentarze. Blogerki są zaabsorbowane własną osobą, cechuje je próżność, skłonności do wywyższania się i tendencje ekshibicjonistyczne. szukają wszelkiej okazji do tzw. autopromocji, one czują potrzebę bycia w centrum uwagi, choćby za cenę mówienia o rzeczach niepotrzebnych albo odsłaniania skrawka prywatności. Są przekonane, że zasługują na szczególny szacunek, ale mają prawo manipulować innymi i ich wykorzystywać.

Czy na podstawie kilku postów można powiedzieć, że ktoś ma wystarczająco dużo do powiedzenia? Czy blogerka ma szanse na prawdziwe życie? Co by się stało, gdyby nagle blogspot, facebook, twitter zniknęły z sieci? Czy wirtualne, sieciowe „ja” ma jakiekolwiek odzwierciedlenie w prawdziwym życiu?


LAFFASHION

niedziela, 1 lipca 2012

Z szafy komisarza śledczego


Jak zauważyliście, Niemodne Polki od czasu do czasu przeprowadzają różne akcje, misje i śledztwa. Obserwujemy, chodzimy na czaty, wypatrujemy przez lornetkę wpadek blogerek, śledzimy znane szafiarki krok w krok, zapisujemy w specjalnym notesiku różne dziwne sytuacje z świata modowego, bawimy się w podchody, udajemy przyjaciół, tylko po to, by zdobyć, to co chcemy... Oczywiście działamy anonimowo, w ukryciu. Jak w prawdziwym kryminalnym serialu mamy swoje wtyki tu i tam... Dlatego też możemy się z Wami dzielić informacjami, do których inni nie mają dostępu - a nawet jeśliby je mieli, to baliby się je udostępnić. Dzisiejszy wpis publikujemy pełne obaw, ale raz kozie śmierć. Wyciągamy sprawy z przeszłości, o których inni chcieliby zapomnieć. Odnalazłyśmy też takie historie, które nie wiadomo z jakiej przyczyny zostały pominięte przez ludzkość... Mamy nadzieję, że nie przestaniecie nas kochać.

A teraz szybciutko czytajcie, póki ten post istnieje, póki ten blog jest z nami.

Akt oskarżenia 1.
Oskarżycielka prywatna pani F. oskarża panią D. o to, że:
pisała w 2011 roku niepochlebne komentarze na jej temat na blogu X, narażając ją tym samym na szwank jej opinię i utratę zaufania czytelników.
Panna F. urażona przykrymi komentarzami na jej temat, dokonała działania, mającego na celu sprawdzenie, kim jest osoba, który poniża ją w obliczu czytelników. Okazało się, że jest to znana blogerka Panna D. Niestety oskarżona nie przyznała się do winy. Uważała, że zrobił to jej konkubent, nieświadomy swojego czynu.
wrzuta.pl, makbet.pl


Akt oskarżenia 2.
Oskarżyciel zbiorowy oskarża panią M. o to, że:
opublikowała zdjęcia ze znanej imprezy modowej, które wzbudziły niesmak wielu czytelników. Społeczeństwo poczuło się tym urażone, ponieważ materiał budził kontrowersje i został udostępniony w godzinach, kiedy każdy młody obywatel mógł to zobaczyć. Co za tym idzie, małoletnim grozi deprawacja, a starszym – upadek moralności. Ponadto wiele młodych kobiet poczuło zazdrość z powodu kształtu części ciała Panny M. ukazanej na jednym ze zdjęć. Wszyscy wiemy, że zazdrość jest groźną chorobą, która prowadzi do utraty dobrego samopoczucia i palpitacji serca oraz drgania powiek.

wrzuta.pl smiesznezdjecia.pinger.pl


Akt oskarżenia 3.
Oskarżyciel zbiorowy oskarża panią C. o to, że:
Próbowała osiągnąć korzyść majątkową, sprzedając gumki do włosów po cenie wyższej niż w sklepie, z którego te gumki pochodziły. Społeczeństwo polskie w dobie kryzysu próbuje raczej oszczędzać, niż wydawać za dużo pieniędzy. Taka transakcja naraziła ich na liczne straty, nie tylko finansowe. Ucierpiała również wiara w ludzi.

wrzuta.pl, szpilki.com.pl


Akt oskarżenia 4.
Polskie blogerki oskarżają panią T. o to, że:
uważa się za zwyczajną blogerkę na równi z panią J. czy panią A. oraz, że nie prowadzi bloga samodzielnie. 


Akt oskarżenia 5.
Oskarżyciel zbiorowy oskarża panią C. o to, że:
używa słów o pejoratywnym znaczeniu, obrażając pewien naród i pewien kraj, którego (nie) jest obywatelką (?). Społeczeństwo domaga się, by znane osobistości zaglądały do słownika, pisząc swoje eseje. Przykre słowa pamięta się długo i żaden Delete tego nie wymaże. 


Akt oskarżenia 6.
Oskarżyciel zbiorowy oskarża panią K. o to, że:
naraziła na utratę godności i wolności osobistej pana Misia P. Polska konstytucja gwarantuje bezpieczeństwo wszystkim obywatelom, niestety w tym przypadku niewinna osoba była przetrzymywana w nieludzkich warunkach.

wrzuta.pl

To nie wszystko, ale na tyle pozwalają nasze serca i nerwy. Pamiętajcie, że każde to słowo zostało zdobyte i napisane tylko dla Was.

Do zobaczenia (mamy nadzieję...)!

fajniefajna


 
P.S. Poszkodowany Miś P. wyraził zgodę na upublicznienie swojego wizerunku.