niedziela, 8 lipca 2012

Blogerki w krainie liter

Jeżeli po przeczytaniu tytułu pomyśleliście, że oto zwiastuję Wam nowy trend w postaci literowych printów na ubraniach, torebkach czy bieliźnie, spieszę z wyjaśnieniem: nie zamierzam póki co detronizować azteckich wzorków. Nie będzie też o grze w Scrabble. Będzie za to o książkach na blogach. Co tu kryć – jeśli chodzi o czytanie książek, wypadamy blado na tle Europy. Na szczęście, nasze rodzime blogerki zdają sobie sprawę z tego, że ich blogi to nie tylko moda, ale i szeroko pojęty lajfstajl, w którym kultura odgrywa niebagatelną rolę. Jaką lekturę proponują nam zatem szafiarki?
  • „Dziewczyna na każdy dzień”
Pozycja proponowana nam przez Fashionelkę KLIK, opatrzona dość obszerną recenzją. Z recenzji dowiadujemy się, że na prawie sześciuset stronach autorka upchała wszelkiej masy ciekawostki, przepisy i inne rzeczy, np. nazywanie rocznic ślubu, które pewnie dałoby się znaleźć w pierwszym lepszym kalendarzu gospodyni domowej - wiecie, takim do powieszenia nad kuchenką, z którego codziennie wyrywa się jedną kartkę- jednak wszelkie te mądrości prezentują się zdecydowanie lepiej w robiącym wrażenie swą objętością tomiszczu w kolorze pudełka od Tiffany’ego (czy Wy, drodzy Czytelnicy, też macie od pewnego czasu obsesję na punkcie pudełek od Tiffany’ego?:>). W książce są też ciekawostki, których niestety próżno szukać w zwykłych kalendarzach, chociażby wzmianka o rozszyfrowywaniu zakodowanych ogłoszeń towarzyskich, np. w brytyjskich gazetach, jak np. (cytat Fashionelki): „MOTOS oznacza: jestem mężczyzną, niepalącym, o idealnej masie ciała, poszukuje, przedstawiciela płci przeciwnej.” – notuję na własny użytek, żeby wiedzieć, jakich ogłoszeń unikać w celu uniknięcia kompromitacji. Przecież jako brzydka, niemodna i w dodatku Polka, nie będę się pchać w ramiona idealnego Brytyjczyka, nieprawdaż? 
Podsumowując – gdyby polecana przez Fashionelkę „Dziewczyna…” wpadła mi w ręce, mogłabym przeglądać w czasie balkonowego opalanka na składanym leżaczku. Przede wszystkim dla tych ogłoszeń. Chyba, że ktoś z Was dysponuje tą książką i wypisałby mi najprzydatniejsze wskazówki, które mogłabym przykleić magnesem na lodówce. Skróty z ogłoszeń też mile widziane – jesteście inteligentni, na pewno znajdziecie najlepszy target dla mnie. 

  • Biblioteczka Kamili z newlifewithfashion.blogspot.com
Tutaj co prawda bez recenzji, za to ze szczegółowo sfotografowaną biblioteczką domową. Uff, przyznam szczerze – nie wiem, od czego zacząć, bo wybór jest spory. W biblioteczce Kamili znajdziemy m.in. Joannę Chmielewską, którą, jak zapewne pamiętają wierni fani, autorka bloga się zaczytuje, Jane Austen, „Anielkę” Prusa, coś z „Klubu 13” i całą masę Harlequinów – czyli dla każdego coś miłego. Chyba, że ktoś jest kulturalnym snobem i nie czyta niczego, co nie pochodzi spod pióra autorów uhonorowanych Noblem, względnie nagrodą Bookera, no... od biedy ujdzie nasze swojskie Nike. Nie zaprzątajmy sobie tym jednak głowy – wiadomo przecież, że są to ludzie na wskroś niemodni i nawet tu nie zajrzą. Wracając do biblioteczki – najbardziej zaintrygowały mnie Harlequiny i „Anielka”. Tych pierwszych nie trzeba nikomu przedstawiać, wszyscy chyba wiemy, według jakich schematów pisane są takie powieści: motywy Kopciuszek vs. Książę, dużo seksu, dużo problemów i sporo, ale z happy endem – cóż, pewnie i bym była skłonna zjednoczyć się z milionami kobiet w zbiorowym uniesieniu po lekturze, ale boję się bolesnych powrotów do szarej rzeczywistości – obiecuję nadrobić, gdy rzeczona rzeczywistość choć trochę się zaróżowi. Zostaje mi więc na pocieszenie „Anielka”, którą powinnam była przeczytać lata świetlne temu jako lekturę obowiązkową w podstawówce, chociaż po zapoznaniu się z grubsza z treścią utworu stwierdzam, że będzie to raczej wątpliwe pocieszenie – spoko, i tak jestem jeszcze na etapie pielęgnowania smutku po tym, jak mi zgarnęli sprzed nosa ostatnią przecenioną parę skarpetek w moim rozmiarze w Ha i Em. Czyli lektura w sam raz dla mnie.


źródło: http://ct.fra.bz/ol/fz/sw/i51/5/4/23/

Ponieważ notka już nieco długawa, z innymi czytającymi szafiarkami rozprawimy się kiedy indziej. A więc drodzy Czytelnicy, zmieńmy Lity na kapcie z Hello Kitty, przywdziejmy neonowy, dres, wyłączmy MacBooka, by nas nie rozpraszał i wzorem blogerek, sięgnijmy po lekturę! Młodsze blogerki modowe zachęcam szczególnie do czytania lektur szkolnych (ukłony w stronę Kamili, że przebrnęła przez „Potop”) w przerwach między robieniem fotek zestawów na bloga – piękne już jesteście, teraz bądźcie i mądre!

Konstancja