Jeżeli po przeczytaniu tytułu pomyśleliście, że oto zwiastuję Wam nowy trend w postaci literowych printów na
ubraniach, torebkach czy bieliźnie, spieszę z wyjaśnieniem: nie
zamierzam póki co detronizować azteckich wzorków. Nie będzie też o grze w
Scrabble. Będzie za to o książkach na blogach. Co tu kryć – jeśli
chodzi o czytanie książek, wypadamy blado na tle Europy. Na szczęście,
nasze rodzime blogerki zdają sobie sprawę z tego, że ich blogi to nie
tylko moda, ale i szeroko pojęty lajfstajl, w którym kultura odgrywa niebagatelną rolę. Jaką lekturę proponują nam zatem szafiarki?
- „Dziewczyna na każdy dzień”
Pozycja proponowana nam przez Fashionelkę KLIK, opatrzona
dość obszerną recenzją. Z recenzji dowiadujemy się, że na prawie
sześciuset stronach autorka upchała wszelkiej masy ciekawostki, przepisy
i inne rzeczy, np. nazywanie rocznic ślubu, które pewnie dałoby się
znaleźć w pierwszym lepszym kalendarzu gospodyni domowej - wiecie,
takim do powieszenia nad kuchenką, z którego codziennie wyrywa się jedną
kartkę- jednak wszelkie te mądrości prezentują się zdecydowanie lepiej w
robiącym wrażenie swą objętością tomiszczu w kolorze pudełka od
Tiffany’ego (czy Wy, drodzy Czytelnicy, też macie od pewnego czasu obsesję na punkcie pudełek od Tiffany’ego?:>).
W książce są też ciekawostki, których niestety próżno szukać w zwykłych
kalendarzach, chociażby wzmianka o rozszyfrowywaniu zakodowanych
ogłoszeń towarzyskich, np. w brytyjskich gazetach, jak np. (cytat
Fashionelki): „MOTOS oznacza: jestem mężczyzną, niepalącym, o idealnej
masie ciała, poszukuje, przedstawiciela płci przeciwnej.” – notuję
na własny użytek, żeby wiedzieć, jakich ogłoszeń unikać w celu
uniknięcia kompromitacji. Przecież jako brzydka, niemodna i w dodatku
Polka, nie będę się pchać w ramiona idealnego Brytyjczyka, nieprawdaż?
Podsumowując – gdyby polecana przez Fashionelkę
„Dziewczyna…” wpadła mi w ręce, mogłabym przeglądać w czasie balkonowego
opalanka na składanym leżaczku. Przede wszystkim dla tych ogłoszeń.
Chyba, że ktoś z Was dysponuje tą książką i wypisałby mi
najprzydatniejsze wskazówki, które mogłabym przykleić magnesem na
lodówce. Skróty z ogłoszeń też mile widziane – jesteście inteligentni,
na pewno znajdziecie najlepszy target dla mnie.
- Biblioteczka Kamili z newlifewithfashion.blogspot.com
Tutaj co prawda bez recenzji, za to ze
szczegółowo sfotografowaną biblioteczką domową. Uff, przyznam szczerze –
nie wiem, od czego zacząć, bo wybór jest spory. W biblioteczce Kamili
znajdziemy m.in. Joannę Chmielewską, którą, jak zapewne pamiętają wierni
fani, autorka bloga się zaczytuje, Jane Austen, „Anielkę” Prusa, coś z
„Klubu 13” i całą masę Harlequinów – czyli dla każdego coś miłego.
Chyba, że ktoś jest kulturalnym snobem i nie czyta niczego, co nie
pochodzi spod pióra autorów uhonorowanych Noblem, względnie nagrodą
Bookera, no... od biedy ujdzie nasze swojskie Nike. Nie zaprzątajmy sobie
tym jednak głowy – wiadomo przecież, że są to ludzie na wskroś niemodni
i nawet tu nie zajrzą. Wracając do biblioteczki – najbardziej
zaintrygowały mnie Harlequiny i „Anielka”. Tych pierwszych nie trzeba
nikomu przedstawiać, wszyscy chyba wiemy, według jakich schematów pisane
są takie powieści: motywy Kopciuszek vs. Książę, dużo seksu, dużo
problemów i sporo, ale z happy endem – cóż, pewnie i bym była skłonna
zjednoczyć się z milionami kobiet w zbiorowym uniesieniu po lekturze,
ale boję się bolesnych powrotów do szarej rzeczywistości – obiecuję
nadrobić, gdy rzeczona rzeczywistość choć trochę się zaróżowi. Zostaje
mi więc na pocieszenie „Anielka”, którą powinnam była przeczytać lata
świetlne temu jako lekturę obowiązkową w podstawówce, chociaż po
zapoznaniu się z grubsza z treścią utworu stwierdzam, że będzie to
raczej wątpliwe pocieszenie – spoko, i tak jestem jeszcze na etapie
pielęgnowania smutku po tym, jak mi zgarnęli sprzed nosa ostatnią
przecenioną parę skarpetek w moim rozmiarze w Ha i Em. Czyli lektura w
sam raz dla mnie.
źródło: http://ct.fra.bz/ol/fz/sw/i51/5/4/23/ |
Ponieważ notka już nieco długawa, z innymi
czytającymi szafiarkami rozprawimy się kiedy indziej. A więc drodzy
Czytelnicy, zmieńmy Lity na kapcie z Hello Kitty, przywdziejmy neonowy,
dres, wyłączmy MacBooka, by nas nie rozpraszał i wzorem blogerek,
sięgnijmy po lekturę! Młodsze blogerki modowe zachęcam szczególnie do
czytania lektur szkolnych (ukłony w stronę Kamili, że przebrnęła przez
„Potop”) w przerwach między robieniem fotek zestawów na bloga – piękne
już jesteście, teraz bądźcie i mądre!
Konstancja