niedziela, 27 października 2013

Miłość na Blogersko. Konkursowe epizody 12.

Konkurs na epizod 12 właśnie został zakończony. Przyszły dokładnie 4 emaile i postanowiłyśmy opublikować wszystkie dzisiaj zamiast czekać do poniedziałku. 

Ankieta, poprzez którą możecie wybierać ten który wam się najbardziej podoba, znajduje się TUTAJ.


Epizod 12, wersja 1.


Tess chwilę się zastanawiała, co na siebie włożyć, ponieważ miała nie lada kokos do zgryzienia. Czy powinna się mega wystroić przed Zdzichem, czy może jednak nie tak mega. W końcu były facet znał ją dość dobrze. W sensie znał jej triki i mógł rozszyfrować jej plan zemsty.
Tess mimo wszystko doceniała przenikliwy umysł Zdzicha. Nie jeden raz ją zagiął, czy przyłapał na krętactwie. W końcu był lekarzem-stomatologiem. Co prawda karierę częściowo zawdzięczał ojcu ordynansowi – ordynatorowi, Tess szybko poprawiła się w myślach – i trochę matce, która uciekła z rockowym zespołem do Ameryki, kiedy Zdzichu był jeszcze w starszakach, ale która teraz zapraszała go zimą do siebie na Xmass do El-Ej... I chociaż Zdzichu twierdził, że sałatka z ośmiornicy na wigilijnej kolacji i impreza u Eltona Dżona zamiast Pasterki to nie to, co on by chciał w święta, to jednak latał to matki. Tess westchnęła. Liczyła, że w te święta Zdzichu zabierze ją wreszcie ze sobą! Już widziała oczami wyobraźni, jak sączy drink z palemką na basenowym party u Eltona. Zrobiłaby Instamixa ze zdjęć drinka z palemką, siebie w okularach Dżona i siebie w łazience Dżona. Tak niby od niechcenia by wspomniała na blogu walnutlady.blogspot.com, że Elton zaproponował jej pracę stylistki od stritfeszyn. Potem by napisała, że zrobiła dla niego kilka outfitów (jakieś foty by podlinkowała), ale jest zbyt dużą partyjotką, żeby na stałe opuścić Polskie imprezy. Tess w sumie nie miałaby nic przeciwko opuszczeniu kraju, ale Zdzichu kategorycznie odmawiał. Twierdził, że nigdy nie zamieszka w kraju, dla którego zdradziła go matka!
Ostatnie zdanie powiedział patrząc czule w oczy Isabel.
Matka… Tess olśniło. Była bardzo podobna do matki Zdzicha. Czasami się zastanawiała, czy to nie ten cały kompleks Edypa, o którym Samara uczyła się na zajęciach z psychologii, skłonił Zdzicha ku Tess. Bleee… No ale Tess to wykorzysta. Ubierze się i pomaluje, jak matka Zdzicha – na rockowo, ramoneska, ćwieki, obcisłe jeansy, podrabiane lity z zeszłego sezonu… Natapiruje włosy (schowa odstające uszy)… Czerwona szminka będzie ostatnią kroplą, co przepełni kielich słodyczy. O, i założy ten wisiorek z serduszkiem od Zdzicha, który jest totalnie obciachowy, ale był pamiątką właśnie po jego matce. Zdzichowi zadrży serce. Nie dość, że będzie wyglądała bardzo modnie, bo na „rebela” (i to tanim kosztem, bo ma wszystkie odpowiednie ciuchy) to jeszcze spowoduje, że Zdzichu będzie chciał do niej wrócić. No i pokaże wszystkim, w tym siostrom Sparx (zaczęły je z Samarą nazywać „Smarks”), że jest super znawczynią modowych trendów. Zazwyczaj Tess podglądała blog jednej Serbki co świetnie się ubiera, ale nie pisze po angielsku (ani polsku), zatem inne polskie blogerki jej nie kojarzą. Sama Tess na blog Anastasiji trafiła przez przypadek i mimo, że nie rozumie, co tamta pisze, to może swobodnie kopiować jej styl (lub jak to woli określać sama Tess – inspirować się), bo Anastasija także ubiera się w Zarze i h&m. Czasami nawet Tess „inspiruje się” nagłówkami postów, które tłumaczy w Gugiel translatorze. Ale teraz Tess sama wymyśliła swój (już zapomniała, że niemal skopiowała strój matki Zdzicha ze zdjęcia) i była z niego bardzo dumna. I ze swojego planu. Jak dobrze pójdzie to sesja zdjęciowa u Bąka (którą musieli przełożyć na przyszły tydzień, bo Bąk miał zatwardzenie po diecie białkowej) też będzie w takich buntowniczych klimatach – snuła plany Tess, szykując się na cacy-rebel.
O 18. Rozległ się dzwonek do drzwi. Tess pobiegła w podskokach do drzwi, ale kiedy je otworzyła stanęła jak wryta. W drzwiach stał Adi-Pieczarka. Tyle, że jego pieczarka nie była zwykłą pieczarką, ale bardzo natapirowaną pieczarką. A Adi był ubrany zupełnie jak Tess. Nawet obcisłe jeansy wydawały się być damskie (i były – miały dobrze znany Tess złoty emblemat „ZW” – Zara Woman). Tylko wisiorka z serduszkiem mu brakowało, ale miał podobny – z literką A w kółku. No i buty miał inne – nowiuteńkie workery z ćwiekami, o jakich sama Tess marzyła od kilku dni.
- What the faaaaaag? – wykrzyknęła wściekła Tess. – Coś Ty na siebie włożył? Gdzie miętowy sweterek? - Miotała się Tess.
- Eeee? To mój „rebel stajl”. Sweterek, to noszę do pracy. Żeby durne laski kupowały więcej kawy i maf… - Adi ugryzł się w język, ale i tak było już za późno. Tess już sięgała po parasol w znaczki LV (replikę), którym zamierzała zdzielić Adiego w głowę.
Adiego z opresji uratował gong – dzwonek obwieszczający windę. Z windy wyszedł Zdzichu ubrany we frak, pod rękę z Isabel w eleganckiej sukni z koronką (Tess wiedziała, że suknia jest z najnowszej kolekcji Gosi Kaczyńskiej, bo oglądała pokaz w telewizji) i z kopertówką od LV.
- Cześć Tess. To Twój brat? Ten informatyk? Wyglądacie jak dwie krople wody – powiedział Zdzichu, który faktycznie brata Tess nigdy nie poznał, bo Tess wstydziła się pokazywać ludziom geeka rodem z „The IT Crowd”, z jego tłustymi włosami, brylami i koszulą w kratę.
- Eeeee. Taaaak... Yyyyy... – wystękała z siebie Tess, wpychając Adiego do mieszkania. – Miałeś przyjechać po rzeczy. Sam. Co ona tu robi? Znowu?! I czemu się tak wystroiłeś jak stróż w Boże Narodzenie?
- Wpadliśmy tylko na chwilę. Jedziemy na przyjęcie do ex-prezydentowej – taka mała oficjalna impreza, tata nas wkręcił. Wiesz, to dobre dla mojej stomatologicznej kariery. Jak dobrze pójdzie, będę robił leczenie kanałowe ex-prezydentowi. Na razie ma aftę, ale... No nieważne! Tak, czy inaczej po rzeczy przyjedzie firma przeprowadzkowa. Ja tylko chciałem odebrać od Ciebie wisiorek matki. Nigdy go nie lubiłaś, a chciałem, aby moja nowa narzeczona go miała.
-  Co?! Jak to?! - Tess nie wierzyła własnym uszom.
- Potem może wpadniemy do Bąka, na imprezę, bo Isabel dawno nie widziała przyjaciółek. To jak z tym wisiorkiem?
Zdzichu nawet nie zauważył, że Tess miała wisiorek na sobie. Tess łzy stanęły w oczach, szybko się jednak opanowała – z nonszalancją zdjęła i podała wisiorek dawnemu narzeczonemu, który sprawnym ruchem zapiął go na szyi Isabel.
- To pa… - zaszczebiotała Isabel, przyciskając guziczek przywołujący windę.
A kiedy drzwi windy się otworzyły, w drzwiach stanęła natapirowana Samara, ubrana zgodnie z najnowszymi trendami, czyli „na rebela”…
- Ooooooł, wszyscy już są! Coś przegapiłam?
Rozejrzała się dokoła. Zobaczywszy Tess z drżącą wargą, Adiego, który z niezadowolonym grymasem na twarzy (wyglądał jakoś inaczej niż zwykle) przepychał się przez drzwi wejściowe, Isabel z lisim błyskiem w oku i Zdzicha, który nieświadom buzujących w powietrzu emocji uśmiechał się do niej uśmiechem faceta zadowolonego z życia, zaczęła powoli procesować…

script by Joanna Julia



Epizod 12, wersja 2.


Punktualnie o 18 wpadł Adi ( nazywany przez Tess uroczym Miętuskiem –oczywiście tylko w myślach, żeby nikt się nie domyślił, że ma słabość do facetów ze ściśniętym miętowymi rurkami kroczem). Adi przyniósł muffinki z tęczową posypką.
-Cześć Tess-powiedział Adi- przyniosłem coś do szampana!
-Częęść Adi- powiedziała Tess , zalotnie mrugając doczepianymi rzęsami i unosząc swe wyraziste brwi.
Któryś z jakże niemądrych czytelników wytknął jej ostatnio, że zbyt mocno maluje brwi, ale przecież to ona wie lepiej co modne. Mruganie rzęsami było nieco trudne ( Tess żałowała, że oszczędziła i zamiast iść do kosmetyczki, sama przykleiła sobie rzęsy, które skleiły się w kąciku prawego oka).
To nic-pomyślała-mam oczy New York Hilton.
Tess przyniosła szampana i kieliszki. Szampana otworzyła wcześniej i przelała do modnej ostatnio butelki Szampąn de Perrier. Przecież nie przyzna się ,że pije czasami plebs kiego ruskiego. Biczz pliss zawsze trzeba na bogato nawet jeśli chodzi o udawanie. Adi niespokojnie kręcił się na białej ikeowskiej kanapie, zostawiając ślady tęczowej posypki na obiciu. Rurki okropnie go uwierały, ale wiedział, że za jego seksownym tyłkiem szaleją gimbusy w kusych bluzeczkach.
Tess ślicznie wyglądasz-Powiedział Adi- ta burgundowa sukienka z nadrukiem w cekinowe pieski jest naprawdę przesłodka.
Gdy zjedli wszystkie ciastka oraz opróżnili kieliszki, Tess uwiesiła się ramienia Adiego czule szepcząc do jego łososiowego ucha. Adi był zachwycony. Szkoda tylko, że Tess nie ma większego dekoltu-
pomyslał. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi- To Zdzichu!- pomyślała Tess- pokażę temu staremu grzybowi, co znaczy zemsta Tess . Wywlokła z pokoju wielki karton z rzeczami Zdzicha i otworzyła pastelowe drzwi.
Cześć Zdzichu- powiedziała Tess- to twoje rzeczy.
Dzięki Tess- odpowiedział Zdzich-muszę już lecieć.
Pa –pomachała rączką Tess-ale się zdziwisz co dla ciebie mam- pomyślała.
Zdzichu wsiadł do nissana marki mercedes i odjechał wraz ze starą kaszanką upchaną miedzy jego ubraniami. Błyszczące oczka cekinowych piesków zarowej sukienki łypały złośliwie a Tess kołysząc się  na niewygodnych butach uśmiechała się do Adiego. To będzie fantastyczny wieczór-upoluję Adiego, a Zdzicha powali smród przeszłości. Powinnam grać w serialach- pomyślała Tess- mam do tego wyjątkowy talent- potrafię grać bez scenariusza.

script by ghoticgirl20


Epizod 12, wersja 3.


Tess odruchowo wykonała zdjęcia kubków ze Starbucksa, podpisanych ich imionami i wysłała na Twittera – przez wydarzenia ostatnich dni miała coraz mniej czasu na przygotowywanie postów. A to, wbrew temu co myśleli wszyscy ci maluczcy hejterzy, było ciężką orką nad morzem, czy jakoś tak. Na ulicy złapała taksówkę, bo czas naprawdę ją naglił i oddała się rozmyślaniom. Zemsta na siostrach Sparx była takim jakby priorytetem, ale mimo to nie wygrywała z wieczorną sesją, na którą musiała wybrać nieziemskie out fity. Od razu machnie trzy albo cztery, będzie miała posty na najbliższy tydzień. Ale to tyle pracy! Tess tak poważnie zamyśliła się nad tym czy cytrynowa sukienka z baskinką będzie pasowała do jej nowych botków z deezee, że nawet nie zauważyła kiedy kierowca przewiózł ją przez całe miasto, chociaż od star baksa dzieliły ją trzy ulice. Cena przejażdżki była horrendalna, ale tak to jest żyć na bogato, myślała szafiarka. Trzeba będzie wystosować pisma do kilku sponsorów, żeby to sobie odbić. 
Po powrocie do domu zrobiła sobie lekki, prawie niewidoczny makijaż, bo jej czytelniczki musiały wierzyć, że to sama natura ją tak ukochała i nie oszczędzała na niczym. Bo długich namysłach zdecydowała – nowa sukienka w kratkę z Zary to prawdziwa bomba*! Wzbudzi zazdrość, bo jeszcze nikogo w takiej nie widziała (wiadomo, nie każdy ma na tyle odwagi, aby zakładać tak nowatorskie projekty), a do tego dodatki wystarczą skromne – wysokie kozaki i torebka kuferek. Czytelniczki znowu zobaczą w niej zwykłą dziewczynę z sąsiedztwa i może puszczą w niepamięć ostatni wybryk. Chciała znowu zamówić taksówkę, ale przypomniała sobie, że Bąku mieszka dwie klatki dalej, w luksusowym lofcie, wyglądającym identycznie jak ten jej. Jak to powiadają – wielkie głowy meblują podobnie – Tess znowu ogarnął nastrój filozoficzny. Przez to wszystko zignorowała dwa telefony od Zdzicha. I niech no ktoś jej powie, że szafiarki nie harują na pełen etat! Ale nie może teraz do niego oddzwonić, do tego potrzebuje konkretnej strategii, może spróbuje później, bo właśnie Bąku otworzył jej drzwi i podał kieliszek szampana. Od razu wyczuła, że to Sowiestkoje Igristoje, ale czuła, że jej życie znowu staje się piękne, a ona jeszcze będzie żyła jak ta piękna, holi łódzka aktorka, z tego fajowego, starego filmu.

script by montecalfi


Epizod 12, wersja 4. (alternatywna, opisująca co dzieje się z Grzejnikiem)


W niedzielę po drugiej po południu Grzejnika obudził morderczy kac. Przewrócił się na drugi bok i naciągnął kołdrę na głowę, aby z powrotem zasnąć  - jednak pulsujący ból w skroniach oraz silne pragnienie nie dały się tak łatwo oszukać; trzeba było wstawać. Grzejnik otworzył oczy i na widok bladozielonych ścian ogarnęła go fala paniki. Co się wczoraj wydarzyło?! Czy jestem w szpitalu?! Nic nie pamiętam!!! W przerażeniu wyplątał się z pościeli, usiadł na wytartej, brązowej kanapie i zrozumiał: już nie jestem w NY.
Ta myśl atakowała Grzejnika codziennie od momentu powrotu z New York'u. Radził sobie z traumą, jak mógł - widok z okna na szare blokowisko zasłonił firankami i kotarą, a to, że na piątym ulokowała się dość uciążliwa dla całej klatki agencja towarzyska, postanowił potraktować jako namiastkę towarzyskiego klubu dla lokatorów, jakie znał z Manhattan'u. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że mechanizm wyparcia zadziałał u niego aż tak sprawnie, aby byle kilka drinków sprawiło, że myli własny dom ze szpitalem... To przez te ściany. Na szczęście właściciel zgodził się już, aby je przemalować.
Grzejnik podrapał się po łysinie i poczłapał do kuchni. Miał ochotę na kawę, ale ekspres od sponsora nie wytrzymał czterech przesiadek w podróży powrotnej do Polski i musiał zadowolić się resztką zwietrzałego kakao, którą znalazł w jednej z szafek. Z parującym kubkiem w ręku i przysiadł na parapecie... Kilka łyków gorącego napoju przywróciło mu sprawność umysłu i drugi raz w przeciągu piętnastu minut Grzejnik wpadł w popłoch. Przez wczorajszą libację od niemal dwudziestu czterech godzin nie aktualizowałem blożątek! Spokojnie, zaraz się coś wymyśli: bloger ze wszystkiego czerpie inspirację - uspokajał sam siebie w myślach. A co z moderacją! - odpowiedział sobie trzeźwo. Kac czy nie kac - życie blogera to ciągła zabawa i ciągła praca. Przyjemności przyjemnościami, ale bez aktywności w sieci bloger umiera, usycha. Grzejnik pociągnął jeszcze łyk z kubka, podłubał w uchu i poczłapał do łazienki, gdzie podziękował opatrzności za najnowszy gadżet od sponsora, elektryczną golarkę o fallicznym kształcie. Wreszcie nie będzie musiał spędzać kwadransa na doprowadzenie cery do stanu, w którym można spokojnie nakładać fluid. Grzejnik wyciągnął z szuflady kosmetyczkę i zaczął się maziać. Gdy przyszła pora na tusz, bloger wpadł w zadumę, przypominając sobie, jak to nie mógł się zdecydować na jego zakup na JFK'u. A gdyby tak... "SKLEPY BEZCŁOWE - TAK CZY NIE?" - e, zbyt oczywiste. "CO ROBIĆ NA LOTNISKU, GDY MASZ 7H NA PRZESIADKĘ?" - za długo, a do tego wydałoby się, że nie latam pierwszą klasą... o: "10 RZECZY, KTÓRE MUSISZ KUPIĆ NA LOTNISKU". I mamy tusz - resztę wymyślę w drodze do kompa, życie blogera to pasmo inspiracji. Grzejnik zamaszystym gestem wymalował oko i, włożywszy tusz w kieszeń, aby go później sfotografować, sięgnął po perukę. Jej nałożenie sprawiło mu trochę kłopotu z uwagi na nie dość jeszcze stabilny poziom równowagi, ale uznał, że tak zawadiacko przekrzywiona też ma w sobie to coś. Bloger nie podąża utartymi schematami. Ostatni rzut oka w lustro - no, Iwonko, prezentujemy się dziś doprawdy wybornie!

script by the F word

Głosuj TUTAJ!