środa, 16 października 2013

Szafiareczki kopiareczki.


Szafiareczki Kopiareczki kochają podróbeczki.*

Pierwsza liga naszych ulubionych szafiarek zawsze szczyciła się kilkoma rzeczami, które podobno miały odróżniać je od setek czy też nawet tysięcy aspirujących do „top-blogosfery” dziewczyn. Zdawało się nam, że na pierwszym miejscu zawsze był mix gustu, pomysłowości i oryginalności, w pozytywnym tego słowa znaczeniu a nie w kontekście robienia z siebie pośmiewiska, byleby zostać zauważoną. Okazuje się, że nie. Palmę pierwszeństwa dzierży luksus i przepych, za który dziewczyny chyba są w stanie oddać wszystko. Obserwując rozwój blogosfery można odnieść ciekawe wrażenie, że ilekroć w poście widzimy markę kojarzoną z luksusem i wysoką ceną, najprawdopodobniej jest to
  1. prezent od sponsora
  2. najtańsza opcja danej kolekcji, znana z prawie wszystkich blogów
Co zatem pozostaje naszym ulubienicom? Kopiowanie i podróbki. Ciekawa dyskusja jaka wywiązała się u nas na blogu między komentującymi oraz która przy okazji, jak podejrzewamy, dzieje się też na blogach czy fanpejdżach samych zainteresowanych nie odpowiada jednak na pytanie: gdzie leży granica między inspiracją a podróbką? To znaczy - jedną odpowiedź znalazłyśmy. Ale na pewno nas nie satysfakcjonuje.
Zacznijmy od definicji ogólnie dostępnych. Słownik języka polskiego podaje, że podróbka to rzecz podrobiona, naśladująca inną rzecz. By nie pozostawiać wątpliwości: podrabiać - wykonać imitację jakiejś rzeczy, mającą uchodzić za oryginał. Sorry Szarliza, z tego wynika, że podrabianie logo nie jest jedyną definicją podróbki, gdyż coś może udawać oryginał i bez takowego. Ciekawe co mówi słownik języka niemieckiego?
A jak z podróbkami radzą sobie dziewczyny? Sposoby są różne. Nasza Perła Dębicy nigdy nie zawodzi, więc i w tym temacie zagości. Kamila bezpardonowo rozpycha się w blogosferze swoimi torebkami dość tandetnie nawiązującymi do LV, ciesząc się jeszcze, że „będzie się działo” gdy opublikuje z nią outfit. Nie zaglądając nikomu do portfela mimo wszystko dziwimy się, że Kamcia tak chętnie idzie w ilość zamiast w jakość i woli prezentować nam coś, co nigdy nie stało zapewne nawet obok reklamy LV, ciesząc się dodatkowo z szumu jaki robi wokół siebie. Pomijając już fakt, że taka torebka to zwykły obciach (bo przecież jest wiele modeli no-name w podobnej stylistyce, które nie będą aż razić swoim podobieństwem do znanych marek), Kama dodatkowo robi reklamę chińskim podróbkowiczom co poniekąd pokazuje, że dajemy przyzwolenie na produkcję takiego chłamu. Ale jak widać, pewna klasa blogerek rządzi się swoimi prawami i widocznie ilość tanich szmatek rekompensuje ich jakość i pośmiewisko jakie z siebie robią. Jeśli chcecie więcej detali, kierujemy na blog Podróbkowo Wielkie, żeby nie nabijać Kamci wejść :) Podobny post, nie dotyczący już co prawda Kamy ani LV, ale blogerki posługującej się pseudonimem Diamentica możecie znaleźć tutaj.
Trochę inaczej - głównie dlatego, że nie aż tak tanio - rzecz dzieje się w „top-blogosferze”. Ostatecznie Romwe czy Choies liczy sobie troszkę więcej za swoje towary niż przeciętny chiński sprzedawca, reprezentujący azjatycka hurtownię podróbek, ewentualnie dochodzi koszt własnych inwestycji w materiał, poświęcony czas no i oczywiście bezcenny wciąż pozostaje „autorski projekt”. Zastanawiamy się, czy w tym pierwszym przypadku całą „winę” zrzucić na sklepy, które sprzedają kolekcje „inspirowane” projektami luksusowych domów mody, czy też na szatniarki, które noszą owe inspiracje, co prawda uczciwie podpisując je skąd są. Z jednej strony niby nie możemy mieć pretensji do nich za to, bo i niejedna z nas ma pewnie „na sumieniu” zakup w Zarze czy innej świątyni mody i być może wszystkie jesteśmy, choćby przez przypadek i nieznajomość trendów, posiadaczkami tego rodzaju podróbek. Z drugiej zaś strony nic bardziej nie denerwuje jak fakt pewnego rodzaju ściemy - blogerka obnosi się ze swoją zamożnością i z tymi luksusowymi produktami, które... ma od sponsora. Sama natomiast próbuje uchodzić za wyrocznię mody, wspierając przemysł podróbkarski, chociaż teoretycznie przynajmniej stać je na oryginały (wnosząc po przechwałkach dotyczących zarobków... lub też może raczej pobożnych życzeniach?). Gorzej dzieje się w momencie kiedy do akcji wkracza tak zwana zaradność i pomysłowość. Po co płacić Romwe czy nawet Diorowi, skoro można coś zdziałać za pomocą popularnego DIY? Zapraszamy na przegląd podróbek jakie można znaleźć na najpopularniejszych blogach - większość zaprezentowanych tu zdjęć została wyszukana i wrzucona na Niemodne przez naszych komentatorów, za co dziękujemy!

Kama i jej torebka. Niby na pierwszy rzut oka można pomylić z oryginałem, ale gdy przypatrzeć się lepiej, to widać, że to nie tylko kwestia oświetlenia. Zresztą, właścicielka przynajmniej bezczelnie nie zaprzeczała. Ale powodu do dumy też nie powinna mieć. 

zdjęcie po lewej pochodzi z bloga newlifewithfashion, po prawej z bloga Podróbkowo Wielkie


To porównanie aż się prosi o komentarz. Na szczęście mamy go, ze strony samej blogerki: "Jak widzicie, jest to kolejny zestaw podczas Fashion Weeku, w którym największą rolę odegrała moja mama. Bez niej nie powstałyby tak oryginalne kreacje, które są niepowtarzalne i nie do podrobienia." No faktycznie, po co podrabiać podróbkę? Zero wspomnienia o inspiracji, jedziemy "autorskim projektem" w zaparte. Może internauci są ślepi i nikt się nie domyśli. Brawo Karolino, że dodałaś od siebie kołnierzyk, torebkę i zmieniłaś buty! (PS, pomyśl o wizażystce bo podkład na twarzy odcina się wyraźnie od koloru szyi.) 


zdjęcie po lewej pochodzi z bloga goingteen.blogspot.com , zdjęcie po prawej pochodzi z bloga Charlize Mystery

Mama Karoliny jest wyjątkowo zdolna, gratulujemy. Karolina tym razem przynajmniej  nie wspomniała o projekcie nie do podrobienia, a jedynie, że mama sama zrobiła wykrój, co nie zmienia faktu, że projekt łudząco przypomina sukienkę, którą wciąż można znaleźć na Romwe, nie tylko wykrojem ale kolorem. Ciekawe ile będzie kosztowała u nich w sklepiku, skoro Romwe wystawiło ją za 28$? 

zdjęcie po lewej pochodzi z bloga Charlize Mystery, zdjęcie po prawej pochodzi z Romwe


Kolejna Wielka Znawczyni Mody wspierająca działalność podróbkową na Choies. Rozumiemy inspiracje, rozumiemy to, że nie wszystkich stać na oryginały, ale akurat po dziewczynach takich jak Jess, czyli publicznie śliniących się na znane marki i aspirujących do bycia wyroczniami mody a nie jedynie przebierania się w coraz to inne ciuszki spodziewałyśmy się czegoś lepszego niż taniej imitacji, ops "inspiracji".

zdjęcie po lewej pochodzi z vogue.co.uk, zdjęcie po prawej pochodzi z bloga Jessiki Mercedes
Jess najwyraźniej w dzieciństwie naoglądała się reklamy Dosi (kto pamięta?) bo jak widać, hołduje maksymie: nie widać różnicy? To po co przepłacać! I takie osoby potem próbują wciskać czytelnikom o ile wyżej stoją nad "plebsem" gdyż wielkomiejska, luksusowa moda nie jest im obca, bo kupują buty z Choies które są kopią droższej wersji.

zdjęcie po lewej pochodzi z bloga Jessiki Mercedes, zdjęcie po prawej pochodzi z luxo.co.za
Inne "inspiracje" jakie można za grosze (w porównaniu z oryginałami) dostać na Choies to na przykład wzorowana na projekcie Mary Katrantzou sukienka w znaczki. Oryginał po prawej, Choies po lewej. Ops, to znów Szarliza! Która w dodatku w swoim poście pisze, wprowadzając nas, czytelników, w błąd, jakoby jej sukienka była od tej projektantki "Sukienka, której nadruk przenosi nas do klasera?  Tylko u Mary Katrantzou. Znaczki pocztowe stały się motywem przewodnim jej kolekcji na lato 2013". Dopiero na końcu posta można dojrzeć, że pochodzi z Choies. Po co więc pisać, że TYLKO u Mary K, skoro samemu ma się na sobie podróbę?  

zdjęcie po lewej pochodzi z bloga Charlize Mystery, zdjęcie po prawej

zdjęcie po lewej pochodzi z flesik.pl, zdjęcie po prawej Marella.com
według fanpage Zielona Karuzela, garnitur oczywiście wykonały zdolne ręce mamy. 






Co Karolina potwierdza na swoim fanpage:




Na koniec gratka dla mniej zamożnych wielbicielek mody. Jedyne i niepowtarzalne kozaczki - podróbeczki, które to podobno potrafi wykonać każda zdolna mama jeszcze niedawno były dostępne na aliexpress, czyli odpowiedniku naszego allegro, tyle że w wersji azjatyckiej. Co prawda butki są niedostępne, ale zapewne chiński dostawca zorientuje się szybko jak bardzo kochamy w Polsce podróbki i jak nasze popularne blogerki mocno je lansują i rynek zostanie nasycony!



Na koniec chciałybyśmy podzielić się kilkoma refleksjami a także zadać kilka pytań, które zapewne polecą w próżnię, ale może mimo wszystko ktoś się nad tym zastanowi. Nie odmawiamy nikomu prawa do kupna ubrań na Choies czy Romwe. Nie każdy musi być ubrany od stóp do głów w oryginalne wyroby Prady czy Diora. Nie każdego na to stać, nie każdemu się to podoba i to jest całkowicie w porządku. Ale dlaczego blogerki próbują nam wmawiać, że są kimś lepszym od nas i bardziej znają się na modzie, bo noszą PODRÓBKI? Dlaczego pseudodziennikarskie i plotkowe portale, telewizje śniadaniowe oraz wszelacy sponsorzy PROMUJĄ takie osoby, które prosto w oczy wciskają młodym dziewczynom bezczelny kit, że mają na sobie autorskie, nie do podrobienia projekty wykonane przez mamy, ciocie, siostry i inne utalentowane krawcowe? Dlaczego nikt nie ma odwagi zapytać ich przed kamerami po co to robią, za to wychwala się ich gust i oryginalność? Internauci ślepi nie są, a internet nie zapomina. Nie promujmy bezguścia bez podstawowej wiedzy o modzie oraz podróbkarstwa! Zapraszamy do demaskowania innych "inspiracji".

*Nie mylić z podrobami.