czwartek, 25 grudnia 2014

Miłość na blogersko. Sezon 3 epizod 4.

Spod kołdry dobiegało niemiłosiernie głośne chrapanie. Adi otworzył oczy, gdyż hałas nie pozwalał mu spać już od kilkunastu minut, nie warto było się oszukiwać, że jeszcze jest w stanie złapać choć odrobinkę snu. Obrócił się na drugi bok, przodem do rozwalonej na swojej części łóżka chrapiącej dziewczyny i delikatnie nią potrząsnął.
- Tess, kochanie! Pora wstawać! - wyszeptał jej do ucha i pocałował delikatnie w policzek.
- Chrrrryyeyehherrr - Tess głośno wciągnęła powietrze w spazmatycznym chrapnięciu i znienacka usiadła na łóżku, przecierając oczy - śniło mi się, że Samara mi powiedziała, że nienawidzi mnie do końca życia i nie będzie moją druhną i w ogóle nie przyjdzie na nasz ślub i ze mam sobie zaprosić Isabel i Vanilę i siostry Sparx i... - dziewczyna się zapowietrzyła i tę chwilę wykorzystał Adi, żeby przerwać ten słowotok.
- Kochanie, nie martw się, już jest po wszystkim. To tylko sen. Zaraz zrobię twoje ulubione latte piernikowe i upieczemy muffiny na poprawę humoru. Może wyszłabyś w tym czasie z Coco na spacer? - zaproponował i udał się do kuchni, co oznaczało, że Tess tak właściwie nie ma wyboru. Dziewczyna przewróciła się na brzuch, zakopując się jeszcze na moment w pościeli i w tym samym momencie jęknęła, gdyż Coco wskoczyła jej prosto na plecy. Adi najwyraźniej zostawił niedomknięte drzwi i psina skorzystała z okazji, by wśliznąć się do pokoju. Blogerka, opędzając się od opętańczego tańca Coco i mamrocząc pod nosem, zdecydowała się wysunąć nogi spod kołdry i ostatecznie wstać. Postanowiła nie zdejmować uroczych piżam jakie dostała wczoraj w prezencie świątecznym od swojej babci, znalazła swoje stare buty a la emu kupione jakiś czas temu na przecenie w Lydlu i mając cichą nadzieję, że nie spotka nikogo znajomego, nałożyła długi płaszcz przypominający szlafrok - ulubiony łup z zimowej przeceny, co z tego, że krzywo pozszywany. 
- W razie czego powiem, że promuję nowy look na hipsterskiego bezdomnego, o! - pomyślała, dumna z wytłumaczenia, jakie przyszło jej do głowy. Coco histerycznie poszczekiwała i stanowczo domagała się wyjścia. Tess założyła jej szeleczki w świąteczny wzór i wyszła. Niestety, pogoda nie chciała dopasować się do wyobrażeń blogerki o świętach i jak na złość, zamiast romantycznej scenerii w białym puchu otoczenie było szare i ponure. Coco to nie przeszkadzało, pobiegła na mały trawnik załatwić swoje psie potrzeby, zostawiając swoją panią pogrążoną w myślach i zapatrzoną na ekran ajfona. 
- .... nie kochanie, nie kupię ci tych paskudnych podrób z Lydla, popatrz na tę panią, jak to brzydko wygląda po kilku noszeniach, takie rozłażące się. Kupimy porządne buty! - dobiegło w kierunku Tess. Dziewczyna obejrzała się i zobaczyła przechodzącą obok kobietę, która najwyraźniej odmawiała córce kupna butów emu. Czy też raczej a la emu. Blogerka mocniej owinęła się płaszczoszlafrokiem i naciągnęła kaptur na głowę, niemniej zdążyła jeszcze złapać pogardliwe spojrzenie nastolatki. Pogarda w spojrzeniu dziewczyny nagle ustąpiła miejsca zdziwieniu. 
- Tess? TO TY??? Mamo, poczekaj chwilę, to Tess, ta sławna blogerka! - krzyknęła dziewczyna w stronę matki i podbiegła do blogerki.
- Nie, to nie ja, pomyliło ci się coś - mruknęła Tess, biegnąc w stronę psa. Złapała Coco na ręce i pomknęła w stronę wejścia do budynku, licząc na to, że fanka nie zdążyła zrobić jej kompromitującego zdjęcia. Marzyła, żeby zakopać się w pościeli i nie wychodzić z łóżka przez całe święta, popijając donoszoną przez Adiego kawę i podgryzając muffinki. Niestety, rzeczywistość była kolejny raz przeciwko niej. Łóżko zostało pościelone podczas jej nieobecności. Z kuchni dobiegł ją głos chłopaka:
- Tess? Dzwonił Grzejnik. Zapowiedział się na świąteczny brunch. Będzie tu razem z Bąkiem za godzinę, więc może się wykąp i ogarnij? - nieśmiało zasugerował, nie chcąc bardziej rozzłościć swojej dziewczyny, wnioskując po jej minie, że i tak jest niewesoło. Najpierw ten zły sen, teraz widać, że spacer z Coco nie polepszył jej nastroju - zrobiłem ci gorącą kąpiel z pianką o zapachu piernika i świątecznej sosny! 
- Dziękuję, jesteś słodki jak makaroniki z Paryża - mruknęła cicho Tess i udała się do łazienki. - Aww, naprawdę się postarał - pomyślała. Oprócz wanny pełnej wody i aromatycznej piany, cała łazienka udekorowana była również świecami najpopularniejszej wśród blogerek firmy, Janki Kandle. Zanurzyła się w gorącej kąpieli i oddała rozmyślaniom. To nie były najlepsze miesiące. Owszem, letnia kampania Springsbaja zasiliła jej konto na tyle dobrze, że mogli pozwolić sobie na dwutygodniowe wakacje all inclusive na jednej z greckich wysp, ale nawet fakt, że udział w tej kampanii znów otworzył drzwi do sukcesu w blogosferze, nie był w stanie wynagrodzić dziewczynie braku Samary przy jej boku. Odkąd opuściły swoje małe miasteczko na Podkarpaciu i przeniosły się do Warszawy, były niemalże nierozłączne. Wspólne studia, mieszkania na tym samym osiedlu by być jak najbliżej, kilka kłótni mniejszych i większych, wszystko to jakoś przetrwały razem. Samara była jej kulą u nogi... to znaczy kotwicą w odmętach rzeczywistości, w której Tess niejednokrotnie zdawała się gubić. Niestety po pamiętnym poście z friendsie i przyjaciółmi, którzy nie byli tak do końca jej prawdziwymi przyjaciółmi, wszystko się popsuło. Samara oczywiście nie zrozumiała, że Tess wciąż miała szanelkę na liście priorytetów i obraziła się za to, że nie została wciągnięta do kampanii. No cóż, widocznie nie była prawdziwą przyjaciółką...
Refleksje na temat wartości życiowych mocno zmęczyły blogerkę. Uznała, ze czas najwyższy zabrać się za siebie, gdyż Grzejnik i Bąk mogli być tu w każdej chwili. I rzeczywiście, nie myliła się. Zza drzwi dobiegł ją dźwięk dzwonka, szczekanie Coco, krzątanina w przedpokoju, powitania Grzejnika, Bąka i obcy głos pytający "o, to te podróby emu z Lydla? Kupiliście dla psa jako gryzaki?"
Tess nie namyślając się długo, pchnęła drzwi, wyszła i oznajmiła dobitnie, pewnym siebie głosem
- Te buty sa uzupełnieniem trądu hipsterskiego ustępującego ostatnio z wersji eeee.... nerdowsko vintydż na rzecz bezdomnego normcore. No dziwię się, że tego nie wiesz... - dziewczynę zatkało, bo oto dostrzegła kim był trzeci gość o nieznanym jej wcześniej głosie. Grzejnik przyprowadził do nich Ąszeja, wybitnego kulturoznawcę, literata, pisarza, autora najbardziej poczytnej wśród gimbazy książki o dziwacznym tytule "Pułkownikolette" czyli o Nicolette, córce pułkownika. Szykował się zatem interesujący brunch! 
Goście gapili się na nią dziwnym wzrokiem. Tess dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że stoi owinięta jedynie w ręcznik i w popłochu uciekła do pokoju. 
- Wejdźcie, siadajcie! Grzejniczku drogi, kissiki! Bączku podaj mi płaszcz, to odwieszę do szafy! Ąszejku, proszę do pokoju! - o gości zatroszczył się Adi, gdy Tess umierała ze wstydu w garderobie, jednocześnie w panice szukając godnego outfitu... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: komentarze chamów, prostaków i chętnych na darmową reklamę mogą pewnego dnia zniknąć. Pomyśl zatem, czy nie szkoda Ci ścierać na marne literek z klawiatury.